Do 1971 roku Czeluśnica należała do parafii Jasło-Fara, zaś Gliniczek i Gąsówka do Tarnowca. Myśl o budowie kościoła w Czeluśnicy zrodziła się dość dawno. Pochodzący z Czeluśnicy, a pracujący jako profesor socjologii w archidiecezji krakowskiej ks. Andrzej Mytkowicz przeznaczył na kaplicę swój dom. Jednakże warunki postawione w testamencie oraz inne okoliczności sprawiły, że planów ofiarodawcy nie można było zrealizować. Dopiero ks. bp Ignacy Tokarczuk, ordynariusz przemyski, którego założeniem duszpasterskim było przybliżenie ludzi do ołtarza, zlecił ks. Stanisławowi Pelczarowi, wikariuszowi z Jasła-Fary budowę kościoła w Czeluśnicy. Wraz z mieszkańcami zbudował on na łące gminnej mały obiekt przypominający kiosk. Był to jednak początek kłopotów z władzami – posypały się kolegia, grzywna.
Pierwsza Msza Św. została w Czeluśnicy odprawiona 5 września 1977r. Ksiądz dojeżdżał w niedzielę z Jasła, a mieszkańcy stali wokół ołtarza na łące. Dlatego też ciągle żywy był pomysł budowy własnej świątyni. Właściciel działki, na której obecnie stoi kościół, postarał się o plan zabudowań gospodarczych. Udało się uzyskać wymagane dokumenty, jednak ówczesne władze już pilnie monitorowały ten teren, wiedząc, że ludzie myślą o budowie kościoła. W tym czasie ks. Pelczar został przeniesiony na inną parafię, a budowę kościoła ks. bp I. Tokarczuk zlecił ks. Adamowi Michalskiemu.
Jesienią 1972 r. ks. Michalski zwołał miejscowych gospodarzy, aby omówić z nimi sposób przyspieszenia robót na budowie. Ludzie zorganizowali się i prace zostały rozpoczęte. Wiadomo było jednak, że milicja coraz bardziej interesuje się budową, pilnie patrolując wieś i w każdej chwili może dojść do wstrzymania prac. Doszło do zatrzymania gospodarza na 24 godziny, było jasne, że budowa będzie skonfiskowana. W poszukiwaniu rozwiązania ks. Michalski pojechał w nocy do bpa Tokarczuka z pytaniem, co robić. Czy wchodzić w te mury, niepokryte dachem (surowa budowa, mury wysokie na 2 metry, bez dachu), czy po prostu czekać i w jakiś sposób te prace kontynuować? Decyzja księdza biskupa była jednoznaczna – zawierzyć ludziom i poświęcić mury. Następnego dnia – była to sobota – wszystkie rzeczy z kaplicy-kiosku na łące zostały przeniesione w mury kościoła. Tego samego dnia mury te zostały poświęcone. Mężczyźni po powrocie z zakładów pracy od razu ruszyli na budowę; z desek, które były zgromadzone na budowie zaczęto robić krokwie i od razu kryć dach. W nocy z soboty na niedzielę ¾ prowizorycznego dachu było gotowe. Był to pierwszy etap budowy, na którym chwilowo poprzestano i w którym przetrwano zimę 1972 r.
Budowę kościoła od początku finansował ks. Michalski. Ks. Bp. Ordynariusz także pomagał finansowo, składając ofiarę oraz pożyczając pieniądze na wstępne prace (zakup pustaków).
Postawiony budynek był niski – miał tylko 2 metry – ponieważ na taką wysokość planowana była chlewnia, na którą otrzymano pozwolenie. Na początku nie było podłogi, więc nawieziony został żużel, ustawiono ławki. Wtedy zaczęły się szykany ze strony władz: gospodarz za oddanie budynku na cele sakralne został ukarany kolegium, za niedostarczenie danych konstrukcyjnych dachu – kilkakrotną karą po 2 tys.zł, kolejne kolegium za udostępnienie budynku zgromadzeniu religijnemu. Księdza Michalskiego ukarano kolegium za odprawianie nabożeństw, organizowanie zebrań i przewodniczenie im. Wszystkie te środki nie powstrzymały jednak mieszkańców przed angażowaniem się w budowę, zapał wśród ludzi był przeogromny, pomimo prób rozbicia jedności ludzi przez m.in. PAX, którego wysłannicy zbierali podpisy i przekonywali do zaprzestania działań.
Jednocześnie przygotowywany był dach kościoła. W maju 1973r. rozpoczęto drugi etap budowy. Trzeba było „stajni” nadać kształt kościoła, podwyższyć mury; jako że jest to dosyć duża bryła, istniała realna obawa, że ściany się rozstąpią. Kierowania pracami na prośbę ks. Michalskiego podjął się inż. Zdzisław Urban z Krakowa. W pracach przy stawianiu fundamentów pod słupy zaporowe zastała robotników niedziela, więc w celu uniknięcia kolejnych problemów ze strony władz posadzono na fundamentach bratki – wykopy przez jeden dzień udawały kwietniki. Ściany zostały podwyższone do 9 metrów, a jednocześnie trwało podnoszenie dachu. Dach podnoszono na lewarkach samochodowych: słupy, cegła, przy silnym wietrze. W każdej chwili cała ta misterna konstrukcja mogła się przechylić; biorąc pod uwagę, jaki tłum ludzi tam pracował, jak postawione były rusztowania, cegły, pustaki, to prawdziwy cud, że nikomu nic się stało. Jednocześnie przy podniesieniu do 9,5 metra trwało przygotowanie „prawdziwego” dachu. Wycięto i ponumerowano wszystkie elementy, gdy władze dowiedziały się o tym i dach o wartości 32 tys. zł został skonfiskowany, zaplombowany i odwieziony do składu drewna. Nie czekając na odzyskanie dachu, ks. Michalski postarał się o inny. Mężczyźni wraz z księdzem wyjechali po niego w nocy. Pomimo ogromnego ciężaru i rozmiarów drewna (opony opadły o połowę, cały ładunek się przechylił) udało się dach przewieźć jednym transportem – istniało realne ryzyko, że gdy milicja dowie się o ładunku, nie będzie możliwości zabrać drugą część. Ryzyko było duże, mężczyźni jechali z różańcami w ręku, udało się przejechać obok milicji i bocznymi drogami dotrzeć do Czeluśnicy, gdzie w krzakach za górką już czekali mieszkańcy. W nocy, w ciągu dwóch godzin, udało się złożyć dach.
Kościół został poświęcony 12 sierpnia 1973r. o godz. 16:00 przez ks. bpa Ignacego Tokarczuka. Wewnątrz świątynia była otynkowana, zaś polichromię wykonano i poświęcono w 1974r.
Nie był to jednak koniec problemów i szykan ze strony władz. Milicja wciąż przyjeżdżała na plac robót, urzędnicy straszyli ludzi, ściągali na przesłuchania. Jeden z milicjantów mówił na placu budowy: „My to czołgami zniszczymy, my wojsko tu ściągniemy, my to wszystko rozwalimy”. Gdy tylko milicja pojawiała się na budowie, zawsze ktoś z ludzi podbiegał do dzwonka i zaczynał dzwonić, a na ten sygnał kobiety zostawiały wszystko – dojenie, pracę w kuchni (niektóre miały ręce powalane mąką) i przybiegały na teren budowy. Dzieci opuszczały lekcje i przybiegały na plac; gdy funkcjonariusze robili zdjęcia, zasłaniały obiektywy blokami rysunkowymi, a kobiety otaczały milicjantów. Władze szybko więc opuszczały teren budowy, ale po każdej takiej nieudanej interwencji ksiądz był wzywany do Urzędu Bezpieczeństwa na męczące i upokarzające przesłuchania.
Po postawieniu bryły kościoła gospodarze chcieli na tym poprzestać (budynek o wymiarach 24m x 9,5m), ale ksiądz zaproponował, żeby dobudować wieżę, przedsionek zakrystię z punktem katechetycznym, licząc na to, że zostanie to podciągnięte pod jedną rozprawę. I rzeczywiście tak się stało, nikt nie dochodził szczegółowo, co było budowane, a dzięki temu bryła kościoła wygląda właśnie tak, a nie inaczej.
Ksiądz Michalski oraz sześciu gospodarzy zostało ukaranych karą 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata i w sumie karą administracyjną w wysokości 80.610 zł oraz karą administracyjną i kosztami sądowymi właściciela działki w wysokości 21.050 zł. W sumie zapłacono ponad 100 tys. zł, które zawieziono w bilonie – był to cały worek pieniędzy.
Nadzwyczajne w całej historii budowy kościoła jest to, że nikomu nic się nie stało. Według wspomnień księdza budowniczego, ludzie się cieszą, mają wygodę, kochają swój kościół. Są bardzo ofiarni, ta część parafii, która bardzo mocno zaangażowała się w budowę kościoła to aż 850 osób.
Górujący nad wsią kościół w Czeluśnicy wyglądem nie zdradza historii swojego powstania. Smukła sylwetka świątyni, wieża, salka katechetyczna – wszystko wygląda zupełnie normalnie. Tymczasem trudno sobie wyobrazić, ile poświęcenia, strachu i ofiary ze strony księdza proboszcza i ówczesnych mieszkańców wymagała jego budowa.
Opracowała: Katarzyna Porębska